Saša Stanišić „Skąd”. Najmniejszy wspólny mianownik

Saša Stanišić urodził się w 1978 roku. Matka była Bośniaczką, a ojciec Serbem. Kiedy w 1992 roku wybuchła wojna w Jugosławii, budząc w całym kraju dobrze znane w tej części świata bestie, głoszące czystość etniczną, Saša wraz z matką musieli uciekać z rodzinnego Višegradu, bo matce, Muzułmance groziła śmierć, a wcześniej pewnie gwałt. Uciekli do Niemiec, chociaż po latach, jak słusznie zauważy  Stanišić, gdyby Europa wyglądała tak, jak dzisiaj, zostaliby zatrzymani na granicy z Węgrami, opierając się o urokliwe kolczaste druty, broniące uchodźcom wstępu do Unii Europejskiej. Nawet jeżeli jest to teza nieco przesadzona, bo raczej – i widać to na przykładzie wojny w Ukrainie –dzisiejsze europejskie kraje przyjęłyby uchodźców wojennych z tamtejszej Jugosławii, to autor ,,Skąd”, wystawiając współcześnie taką a nie inną ocenę UE, nie ma na myśli jedynie białych uchodźców, a wszystkich możliwych, którzy z podobnych powodów uciekają ze swoich tzw. ojczyzn, by dostać się do spokojniejszego i przyjaźniejszego świata.

Byle tylko nie pójść na dno

W Niemczech Saša wraz z matką zostali skierowani do Heidelbergu, po pół roku dołączył do nich ojciec. Rodzice byli dobrze wykształconymi osobami. Matka – politolożka, ojciec – ekonomista. W Niemczech to nie miało większego znaczenia. Żeby przeżyć, kobieta pracowała w pralni, a ojciec na budowie. Jak napisze Stanišić ,,Mama i tata harowali do upadłego (…) W Niemczech podjęliby się bez mała każdej pracy, byle tylko nie pójść na dno (…) Pracodawcy wiedzieli, jak czerpać korzyści z trudnego położenia. Niskie płace, nadgodziny – najczęściej przymusowe i nieopłacane. Czy to była dyskryminacja? Moi rodzice powiedzieliby, że nie. Czy to było żałosne? Z całą pewnością tak” (s. 199). Jest to jeden z wątków powieści ,,Skąd”, który uzupełnia głośne ostatnio wypowiedzi na temat tego, co miało miejsce (i nadal zdaje się ma) na granicy polsko-białoruskiej. I ,,Zielona granica” Agnieszki Holland, i ,,Jezus umarł w Polsce” Henryka Grynberga koncentrują się na tym, co dzieje się z migrantami, kiedy nielegalnie dostaną się do Polski. Opowieść Stanišića idzie krok dalej i rzuca światło na to, czego u Holland i Grynberga nie ma, a mianowicie opowiada o dalszych losach uchodźców, kiedy już szczęśliwie dostaną azyl i nie muszą obawiać się ani push-backów, ani deportacji. I Stanišić mówi, że czeka ich harówa, jeżeli chcą w tym lepszym świecie funkcjonować, bo lepszy świat ani nie jest słodki, ani nie sposób go idealizować, nie ma tutaj przecież niczego za darmo. Może i jest to raj, ale trzeba w tym raju zapierdalać i nikt nie będzie stosował taryfy ulgowej. Bo w kapitalistycznym raju taryf ulgowych nie ma i nigdy nie było.

Kiedy wojna w Jugosławii się skończyła, rodzice mieli być deportowani do czystego już wtedy etnicznie rodzinnego Višegradu. Nie zdecydowali się i wyjechali do USA i dopiero tam odżyli (a był to 1988 rok). Saša został na miejscu przez wzgląd na studia, musiał to dobrze udokumentować, by – po pierwsze móc zostać w Heidelbergu, a potem znaleźć odpowiednią pracę. Gdyby było inaczej, gdyby nie studiował, gdyby nie miał szans na zatrudnienie, bardzo możliwe, że musiałby z rodzicami wyjechać do Ameryki bo do czystego już etnicznie Višegradu wracać przecież nie chciał. Obywatelstwo niemieckie ostatecznie zyskał w 2008 roku. Te opisane zdarzenia są tłem dla powieści ,,Skąd”, jednej z bardziej poruszających historii, jakie przeczytałem w ostatnich latach. Nie z powodów uchodźców (chociaż nie lekceważę tego wątku), ale o tym za chwilę.

Nagroda Angelus, Europa Środkowa

Pod tekstem (lub nad tekstem) zamieściłem grafikę z trzema okładkami książek. Obok ,,Skąd” są jeszcze dwie inne, i podobnie, jak w przypadku Stanišića, ich autorzy zdobyli nagrodę Angelusa, przyznawaną od 2006 roku pisarzom z Europy Środkowej. Zbyt mało przeczytałem, żeby wypowiadać się nt. powieści, które powstają w tej części Europy, ale te trzy pozycje wyróżnione dość prestiżową nagrodą (zdaje się, że obecnie wynosi ona 150 tysięcy złotych) chodzą podobnymi drogami. Nieszczególnie zajmują się teraźniejszością, chociaż jest ona w nich dostępna, nie wybiegają też w przyszłość na zasadzie budowania alternatywnych rozwiązań, strategii społecznych, które miałyby stanowić panaceum na bolączki, które biorą na warsztat. Raczej oglądają się wstecz, szukając tam odpowiedzi, źródła, z którego wypływa ich tożsamość, to kim są itd., itp. Gdyby przejrzeć rozmowy z polskimi pisarzami, czyli Maciejem Płazą (Robinson w Bolechowie) i Edwardem Pasewiczem (Pulverkopf) – dowiemy się, że pisarze się napracowali, zrobili rozległy research, doczytali to i owo i zasiedli do pisania. Są to dobre lub niezłe powieści, ale zatrzymują się one w pół drogi, tzn. mówią nam to, co mniej więcej tego typu literatura jest w stanie wykrzesać z siebie, w takim sensie, że jesteśmy częścią większej opowieści, która na pewno nie zaczęła się od nas samych. Saša Stanišić w ,,Skąd” polemizuje z tym fetyszem. I – co ważne – nie robi tego zza biurka. Nie musi. Wojna w Jugosławii w latach 90., kiedy wydawało się, że Europa jest zamieszkiwana przez ludzi, którzy wyciągnęli wnioski po II wojnie światowej, przypomniała w każdym możliwym odcieniu, że wciąż stać nas na największe zbrodnie na tle rasowym i religijnym. Doświadczenie twardej migracji, bycie obcym w nowym miejscu, nasłuchiwanie, jak to tu i tam neonaziści podnoszą głowę, wzrost poparcia w Niemczech dla antyimigranckiej partii Alternatywa dla Niemiec, czy demonstracje z 2018 roku, kiedy w Chemnitz ,,tysiące ludzi demonstrowało przeciwko społeczeństwu otwartemu w Niemczech. Migrantów przedstawiano jako wrogów. Nad teraźniejszością zawisło hitlerowskie pozdrowienie” (s. 101). To wszystko sprawia, że autor ,,Skąd” w naturalny sposób z zupełnie innej perspektywy buduje swoją po części biograficzną powieść. 

Najmniejszy wspólny mianownik

W związku z tym niczego zbytnio nie idealizuje, nie podpala się na myśl, że płynie w nim krew serbsko-bośniacka, raczej ma wobec tego dystans i stara się nie wchodzić w buty tego typu opowieści o świecie. Niby nic takiego, nic tym bardziej skomplikowanego, a wystarczy, by stworzyć pasjonującą opowieść, podszytą rzecz jasna dość głębokim pesymizmem wobec człowieka jako takiego i tego, co tam człowiek roi sobie w głowie bez względu na to, gdzie żyje. W człowieku jako takim nic ciekawego, ani inspirującego przecież się nie kryje i nie warto sobie ludzkimi fantazmatami zawracać głowę, szczególnie gdy są one wąskie, zainteresowane jedynie sobą i siebie – oraz kilku ziomków myślących podobnie –  stawiające jako cel i wzór cnót wszelakich. Bez jaj. ,,Opowiadałem się za przynależnością. Wszędzie tam, gdzie mnie chciano i gdzie sam chciałem się znaleźć. Najmniejszy wspólny mianownik: tyle wystarczyło” (s. 229)

Na poziomie okładki

Pomimo tego ,,Skąd” jest jednocześnie świadectwem tego, w jaki sposób Stanišić kolekcjonuje przeszłość, szczególnie tę związaną z jego babcią Kristiną (jedna z ważniejszych postaci powieści), wsią Oskorušą, w której się wychowywała i jej mieszkańcami. ,,Ojczyzna, to moje babcie” – napisze w jednym miejscu, a postępująca demencja Kristiny stanie się w którymś momencie istotnym bagażem, symbolem, ilustracją tego, czym lub kim jesteśmy i jakie znaczenie ma cała ta ogromna budowla, która powstaje w nas samych, zwana naszym czymś, co nas jakoś tam definiuje, jakoś tam sprawia, że jesteśmy kojarzeni tak a nie inaczej, że sami o sobie myślimy w ten lub inny sposób. W tym kontekście Stanišić nieco inaczej rozstawia pionki na planszy, gdzie indziej kładzie akcenty, związane z tymi w sumie dość archaicznymi pytaniami typu: skąd jesteś, dokąd zmierzasz. Świetnie ilustruje to okładka książki. Mamy tam drzewo, po którym pełznie jadowita żmija nosoroga, znana z okolic, w których Stanišić się wychowywał przed wybuchem wojny w Jugosławii. Najprościej będzie powiedzieć – wąż i drzewo. Znana symbolika, jeszcze bardziej znane kuszenie, a współcześnie, tak, jak to widzi Stanišić, tak, jak to odczytuję, ilustracja powracającej w Europie (i nie tylko) wiary w małe, ale jednorodne, rasowo czyste, religijnie oczywiste zamknięte ojczyzny. Wiara we wspólnoty, które budują się na wykluczeniu części jej uczestników (w moim rodzinnym mieście jest to po 1989 roku jedyna możliwa opcja, po którą sięgają lokalni politycy). To pułapka, mówi Stanišić i przekonuje nas o tym już na poziomie okładki, a dalej jest tylko ciekawiej.

Saša Stanišić ,,Skąd”, przełożyła Małgorzata Gralińska, Wrocław 2022, wydawnictwo: Książkowe Klimaty

Dodaj komentarz