Tak mi się tam spieszy

Jak powszechnie wiadomo wybory samorządowe odbędą się w kwietniu 2024 roku. Pojawiają się głosy, że to niezwykle demoniczny plan partii rządzącej, kolejny, i podszyty strachem. Bo, co to by było, tłumaczy opozycja, gdyby okazało się, że w wyborach samorządowych, rozpisanych według pierwotnych planów, rządzący by przegrali, a nuż poszłaby lawina taka, że PiS rozleciałby się w drobny mak. Już by się tego nie dało zatrzymać. Już by opozycja wiedziała, jak to wykorzystać, już by rządzący na horyzoncie dojrzeli widmo zbliżającej się, pewnej i niewątpliwej porażki w wyborach parlamentarnych, które odbyłyby się według starych przeliczników miesiąc lub dwa miesiące po samorządowych. Dlatego przesunięto wybory samorządowe na kwiecień, dając wójtom, burmistrzom i prezydentom dodatkowe pół roku, czyli jakieś plus minus 100 tysięcy więcej w kieszeni. Każdemu bez wyjątku. Podobnie radnym (odpowiednio mniej rzecz jasna) i wszystkim tym, którzy jakoś tam żyją, jak to się mówi na koszt podatnika, któremu się dzień w dzień serwuje facebookowe igraszki ku uciesze rozdziawionej gawiedzi. Mieć lub nie mieć, jakby zapytał współczesny Hamlet, gdyby akurat jakiś Polski dramaturg powołał go do życia. Znowu, jak to przyjęło się we Wschowie mówić, rząd zastawił pułapkę na samorządowe władze. Znowu samorządowa władza sromotnie zasmucona stanem państwa, znowu ręce załamuje, może nawet łzy roni na śmietniku kolejnego rozdziału historii samorządu tak przecież bezwzględnie doświadczonego i rujnowanego przez złych i podłych ludzi, którzy rządzą tym krajem. Hańba! Sromota! Gówno!

Zaraz, zaraz, ktoś powie, ty tak nie mędrkuj, bo jest jeszcze Senat. A tam przecież opozycja ma większość i Senat wprowadzi poprawki, albo nawet odrzuci w całości te sejmowe przesunięcia w kodeksie wyborczym. No i co wtedy? Kiedy opozycja wyraźnie powie, że tutaj chodzi o wartości demokratyczne, a nie o to, że jeden z drugim 100 tysięcy zyska? Że tutaj chodzi o Polskę, o Polaków, o przyszłość naszych dzieci? Żeby te dzieciary w praworządnym kraju się wychowywały, a nie w tym pustostanie, które straszy tak, że aż żal człowieka w dołku ściska.

Rzeczywiście, nie ma co, można będzie sobie trochę poużywać, nawet jeżeli ostatecznie większość sejmowa odrzuci senackie poprawki, a prezydent RP podpisze kwietniowe wybory samorządowe. Polska przecież, bo o Polskę tutaj chodzi, to nie jest banda cyników, tylko poważnych i zatroskanych ludzi o dobro, o miłość i wolność obywatelską i może nawet o społeczeństwo obywatelskie (lub inicjatywy lokalne, jakby napisano w samorządowym nieregularniku ,,Jestem ze Wschowy”), o NGO jest to troska, o to, żebyśmy nie byli wytykani na salonach Europy, żebyśmy byli, jak dawniej, szanowani i w ogóle.

I można by tak w nieskończoność, ale czy aby tak jest na pewno, że PiS boi się opozycji? Wiadomo, że politycy, którzy chwilowo lub na zawsze, ale tego jeszcze nie wiadomo, na nic nie mają wpływu, będą wszystkich dookoła przekonywać, że to ich siła, mocarność, geniusz i wzwód intelektu sprawiają to wszystko, te roszady w kodeksach wyborczych, te przesunięcia terminów. Miałoby to może i sens, ale budowanie wizerunku opozycji parlamentarnej przez siedem ostatnich lat tylko na tym, że PiS coś znowu kręci, że mataczy, a skoro tak, to opozycja jest wielka i swoją wielkość wkrótce udowodni jest dość miałkim zabiegiem. Jeżeli uznać, a tak twierdzi na przykład socjolog Grzegorz Markowski, że skoro opozycja nie potrafiła do dzisiaj ustalić ile wystawi list do Sejmu – jedną, dwie, trzy, czy cztery (a wybory za rok), to znaczy, że znowu wszystko będzie na ostatnią chwilę. A skoro tak, bo zdaniem Markowskiego powinna to zrobić co najmniej rok temu, by dzisiaj w oparciu o te ustalenia, wychodzić do wyborców z konkretnymi propozycjami, trudno powiedzieć, na czym ich wielkość i siła polega i czego PiS miałby się obawiać? Z drugiej strony, jeżeli w wyborach prezydenckich 2020 roku kandydat opozycji Rafał Trzaskowski zdobywa 10 milionów głosów, a największa partia opozycyjna bierze zaraz potem na sztandary Donalda Tuska, który ma jeden z większych negatywnych elektoratów z polityków opozycyjnych, to na czym wielkość i wzwód intelektu opozycji miałby polegać? Jak do tego jeszcze dołożymy jakiś co najmniej irański model świętowania 25-lecia rozmów akcesyjnych Polski z NATO, gdzie w pierwszym rzędzie zabrakło miejsca dla choćby jednej kobiety, za to dużo się przy okazji mówiło o powrocie Gowina na łono opozycji, to przecież ani to jakaś emanacja wielkości tych formacji politycznych, ani Czomolungma ich sprawności, no farsa raczej, bzdura, kpiny z wyborców i na końcu czarna rozpacz.

A jeżeli w tym samym czasie PiS rezygnuje z Jacka Kurskiego w TVP, struktury tej partii ulegają zmianie, co odczytuje się w ten sposób, że będą próbowali zmienić również okręgi wyborcze w wyborach do Sejmu, to może rzecz wygląda zupełnie inaczej. Że nie PiS obawia się opozycji, tylko znowu wprowadza coś, co na pierwszy rzut wygląda chaotycznie i jedynie budzi wzmożenie po drugiej stronie, ale żadnych sensownych decyzji przedwyborczych po stronie opozycji nie przyspiesza przecież. Więc może jednak jest tak, że PiS ma jakiś plan, którego kolejne rozdziały są przed opinią publiczną odsłaniane, a opozycja nie ma nic i trudno, żeby coś na tym zbudować. Za to PiS dał wójtom, burmistrzom i prezydentom te sto tysięcy więcej, wydłużając im kadencję, więc naprawdę miałoby tak być, że rządzący trzęsą portkami przed opozycją? Wydaje się, że jest odwrotnie. I nawet jeżeli uznamy, że to nie jest ta sama Polska, co przed 2015 rokiem, co oczywiście jest prawdą, to chyba zawodowi politycy powinni się już do tego przyzwyczaić. Czy jeszcze nie? Czy siedem lat to za mało i potrzebne jest drugie tyle? I niech jeszcze opozycja Gowina wystawi w moim okręgu wyborczym, to już kurwa dzisiaj biegnę i kolejkę rezerwuję przed lokalem wyborczym, tak mi się tam spieszy.

foto wykorzystane w grafice: RODNAE Productions

___________PRZEMYŚL WSPARCIE DLA NOWYCH OPINII __________

Jeśli chcesz wesprzeć Nowe Opinie, możesz to zrobić poprzez portal zrzutka.pl – https://zrzutka.pl/72ucvn

Dodaj komentarz