,,Lekki bagaż” Anny Cieplak, czyli niespełniona obietnica

Spóźniłem się co najmniej o trzy lata, ale gdybym zdążył, to niczego bym nie stracił. Takie mam wnioski po lekturze ,,Lekkiego bagażu” Anny Cieplak, powieści z 2019 roku.  Ostatnio, tak przy okazji leniwej niedzieli rozmawiałem z bliską mi osobą, mówiąc, że autorka Cieplak jest młodą w sumie kobietą, rocznik 1988. W odpowiedzi usłyszałem, że rocznikowo to już  nie młodość, ale krok w dojrzałość. No i ostatecznie wyszło, że powieść ma z tym problem. Chwilami wydaje się, że autorka za chwilę przekroczy ten próg literackiej dojrzałości i dowiemy się o bohaterach lub sytuacji, w której się znaleźli czegoś intrygującego. Niestety za każdym razem, kiedy jesteśmy już blisko, słyszymy w tle głośne, autorskie nawoływanie do odwrotu, co kończy się w ostatecznym rozrachunku serwowaniem czytelnikowi zestawu banałów, a gdzieniegdzie zupełnie porzuconych, obiecująco zawiązanych wątków. I tak przez blisko 300 stron.

Anna Cieplak – animatorka kultury i pisarka

Anna Cieplak jest animatorką kultury i – jak widać – pisarką, ma na swoim koncie kilka książek, zauważony debiut, który był nominowany do ważnych, literackich nagród, a gdzieniegdzie nawet osiągał najwyższe laury (nagroda im. W. Gombrowicza i J. Conrada za ,,Ma być czysto”), a ostatnia jej propozycja ,,Rozpływaj się” znalazła uznanie wśród jurorów tegorocznej nagrody Nike, trafiając do ścisłego finału. Przy czym – powiedzmy sobie to od razu – taka książka Edwarda Pasewicza ,,Pulverkopf” jest uznawana przez młode pokolenie krytyków (Wojciech Szot) i starsze (Przemysław Czapliński) za najwybitniejszą powieść ostatnich lat, może dekady, a jednak poza nominacjami, nie zdobyła w Polsce żadnej ważnej nagrody. Zatem informacje o takich zjawiskach, jak Nike, nagroda literacka Gdynia i inne, co kto wygrał i dlaczego, trzeba traktować raczej jako ewentualny drogowskaz, coś, co może dać satysfakcję, a z drugiej strony niekoniecznie jest gwarancją jakości.

Lekki bagaż, czyli ktoś z kimś

Wcześniejszych książek Anny Cieplak nie czytałem. Pomyślałem jednak, że wybiorę się do biblioteki, żeby mieć obraz tego, co dzieje się w polskiej prozie, tej najnowszej, pisanej przez autorów młodszych, starszych, z dorobkiem i bez dorobku. Ot, taki impuls, który przychodzi nie wiadomo skąd i nie ma się go jak pozbyć. ,,Lekki bagaż” dzieje się w Cieszynie, czyli miejscowości, która jest zaledwie dwukrotnie większa od Wschowy. Jest na pewno coś w tej historii terapeutycznego, bo wszyscy jej bohaterowie zdają sobie sprawę z ograniczeń miejsca, w którym żyją, ale nie marudzą, nie narzekają, jakoś tam się odnaleźli i widzą sens tego, co robią. Są młodzi, mniej więcej w wieku autorki i w sumie robią to wszystko, co można robić w takim małym miasteczku. Główna bohaterka jest szefową fundacji, pomagając osobom, które w przeciwieństwie do wielkich wizji co niektórych polskich polityków i ekonomistów, nie wzięły spraw w swoje ręce, nie znalazły lepszej pracy, nie mają, jak się wyrwać od toksycznych rodziców, wychowywały się w trudnych, a czasami fatalnych warunkach, nie marzą im się wielkie rzeczy, a jedynie by utrzymać się na powierzchni, przeżyć dzień, tydzień, miesiąc bez większych problemów finansowych i bytowych. A nie jest to takie proste, jakby się co niektórym wydawało. Są też inne, ważne osoby: dziennikarka lokalnych mediów, nauczyciel, sekretarz powiatu, czy rodzeństwo, z których jedno pracuje w fundacji na pół etatu, a drugie dzięki organizacji uwolniło się od rodziców. Niestety autorka buduje więzi między nimi dość powierzchownie. Ktoś z kimś sypia, ktoś kogoś całuje, ktoś z tego powodu czuje się niekomfortowo, jest bar, do którego chodzi się w piątek na piwo, jest inny, gdzie kobieta z mężczyzną, lokalne władze, prawie, że nieobecne, dziennikarka, która wie, że nie o wszystkim się pisze, bo będzie niemiło, więc nawet nie próbuje i wszyscy to akceptują, ktoś robi setki zdjęć z nudnych wydarzeń, ktoś komuś prawie, że pokazał nagie piersi.

Za mało na dobrą prozę

Niestety, kiedy w końcu (gdzieś tak w połowie powieści) mamy do czynienia z kryzysową sytuacją, która w sumie ma w sobie taki ciężar gatunkowy, że jest w stanie wysadzić w powietrze wszystko, co się do tej pory zbudowało, wstrząsnąć miasteczkiem, wkurwić lokalnych polityków, to okazuje się, że każda z postaci ,,Lekkiego bagażu” została tak ulepiona, że nie sposób z nich wycisnąć niczego poza zbiorem nie zawsze logicznych, mało pogłębionych, nieprzekonujących postaw. Co w efekcie przynosi taki typowy obraz uśpionego miasteczka, które nawet w sytuacji (nie wprost), wymagającej czasami ryzykownych decyzji, postawienia wszystkiego na jednej szali, wyciągnięcia daleko posuniętych konsekwencji, ledwo jest w stanie unieść powiekę, a co dopiero odgonić od siebie natrętną muchę, nie mówiąc już o większym wysiłku. Trudno powiedzieć, co z tej powieści miałoby wynikać. Jeżeli, jak można gdzieniegdzie przeczytać/wysłuchać – społecznikowski charakter, dowód na to, że autorka, mówiąc kolokwialnie, siedzi w NGO i wie co i jak, to zdecydowanie za mało na dobrą prozę.

Ale potencjał jest

I doskonale rozumiem, że kiedy jest się autorką_em z ambicjami, wykraczającymi poza powszechny gust czytelniczy, nie jest się Bianką Lipińską, to i tak różnie to bywa. Że najzwyczajniej w świecie czasami czegoś zabraknie, wnikliwości, świeżości spojrzenia, pomysłu na język, którym się posługuje, dostrzeżenia czegoś, czego do tej pory jeszcze nie opisano itd., itp., tak się zdarza, bo tutaj ma się większe wymagania. Na tym poletku nie chodzi o to, żeby schlebiać wszystkim i nie na tym to polega, żeby było miło, a typowy czytelnik, żeby wszystko łapał w mig i z rozdziawioną gębą podążał za stereotypami, płaskimi bohaterami, nielogiczną fabułą i w sumie brakiem odwagi w podejmowaniu tematów, które bierze się na warsztat. Bo potem taki czytelnik, odbiorca, klient, czy po prostu człowiek mówi: no tak właśnie jest, takie jest właśnie życie, takie coś mnie właśnie otacza, wszystko to prawda. Ale Anna Cieplak, z wyboru, bo nie z przymusu, postanowiła grać w innej lidze. I nie o to jej chodzi. Bo że jest, jak jest, to każdy wie, a przecież rzecz w tym, by powiedzieć o czymś, co jest, owszem, ale ukryte, wstydliwe, co – gdyby pojawiło się na powierzchni – byłoby niekomfortowe, budziłoby strach, żeby się z tym konfrontować, byłoby obce, niechciane, odpychane, ale przy tym autentyczne i prawdziwe. Niestety ,,Lekki bagaż” tych warunków nie spełnia, ale mam takie wrażenie, że warto sięgać po inne propozycje tej autorki. Jest na pewno potencjał, może nie na wielką powieść, która rzuci czytelników na kolana, ale na ciekawe, wnikliwe mikro obserwacje już tak.

___________PRZEMYŚL WSPARCIE DLA NOWYCH OPINII __________

Jeśli chcesz wesprzeć Nowe Opinie, możesz to zrobić poprzez portal zrzutka.pl – https://zrzutka.pl/72ucvn

3 Comments

  1. Szot nie jest krytykiem literackim. Nagrody literackie w Polsce nie mają nic wspólnego z obiektywną oceną literatury. Pasewicz właśnie otrzymał Angelusa, jedyną sensownà nagrodę literacką w Polsce

    Polubienie

    1. Och, to dobra informacja, skoro ,,Pulverkopf” wygrał Angelusa. Odnośnie Szota i obiektywnej oceny literatury – bo trąci mi to kazuistyką – Szot nie jest krytykiem literackim, dlaczego? A obiektywna ocena literatury, kiedy ma miejsce?

      Polubienie

Dodaj komentarz